Polskie Sapporo i kręcący wiatr
Witam
was znowu w tę piękną zimową noc. Tak, noc, bo piszę dla was
zaraz po konkursie w Sapporo, żeby potem nie zapomnieć tego,
co się wydarzyło. O dziwo w dzisiejszych zawodach zobaczyliśmy
więcej kibiców niż wczoraj wieczorem na skoczni Okurayama. Bardzo
cieszy fakt, że liczną grupą znowu byli Polscy fanatycy tego
sportu. Wiatr sprzyjał dzisiaj skokom, gdyż cały czas zawodnicy mieli wiatr pod narty.
Kwalifikacje poprzedzające konkurs wygrał nasz skoczek
wzwyż, Dawid Kubacki przed Peterem Prevcem. Słoweniec skoczył
kilka metrów dalej, ale nie wylądował telemarkiem, przez co dostał
słabsze noty za styl. Pozwoliło to wygrać Polakowi z wczorajszym
triumfatorem i zarobić kilka tysięcy. Jednak w konkursie nie było
już tak dobrze, bo w drugiej serii zobaczyliśmy tylko trzech
biało-czerwonych. Jak można się spodziewać, do serii finałowej
zakwalifikowała się tylko najskuteczniejsza w tym sezonie trójka
Polaków. Dobrze skaczący tutaj Jan Ziobro i Dawid Kubacki trafili
nie niezbyt dobre warunki, przez co szybko lądowali. Czy ktoś
wczoraj mówił, że Stoch stracił formę? Pokazał dzisiaj, że to
tylko wypadek przy pracy. Z wielką przyjemnością oglądało się
skoki Kamila. Same dziewiętnastki za styl w obydwu skokach to
naprawdę klasa światowa. Wyprzedził on o 7,4 punktu Andreasa
Wellingera, który swoją drogą miał dzisiaj bardzo ładnie ułożone
włosy. Na najniższym stopniu podium stanął ten sam zawodnik co
wczoraj, a mianowicie Stefan Kraft. Przynajmniej znowu się
pośmialiśmy, jak Niemiec stanął obok swojego kolegi z fanklubu
Bayernu. Ich różnica wzrostu zawsze jest śmieszna. W
kwalifikacjach nie musiał brać udziału Maciej Kot, ale jednak
oddał swój skok, ustanawiając rekord obiektu wynoszący 144 metry.
W drugiej serii konkursowej jego wyczyn powtórzył wyżej wymieniony
Austriak i Maciek znowu jest z kimś ex aequo. Markus Eisenbichler
przy lądowaniu chciał pokazać swój debiutancki spektakl
„Szczęśliwy niedźwiedź”, ale zamiast tego wyszedł mu
„Desperacki szczupak” i nasz kolega trochę się potłukł. Teraz
przed Lahti sobie odpocznie, bo do Pjongczang nie jedzie. Słabo
dzisiaj wypadła jedna z papużek nierozłączek. Michael Hayboeck,
który zajął dopiero 28 lokatę. Nie wiemy, co się stało z formą
Michiego, ale mamy nadzieję, że wróci ona przed Mistrzostwami
Świata, bo inaczej Austria traci pewny punkt w drużynie. Na
niekorzyść Daniela Andre Tande i na korzyść Macieja Kota panowie
zamienili się swoimi prześladującymi cyframi. Norweg w dzisiejszym
konkursie został sklasyfikowany na piątej pozycji natomiast Polak
na czwartym miejscu. Moją ulubioną chwilą podczas skoków w
Sapporo jest moment, w którym zwycięzca zawodów podpisuje ekran
kamery i w tym wypadku nie było inaczej. Kamil zostawił po sobie
znak w postaci autografu. Dzisiaj mamy piękną pełnię. Tak mocno
świecącą, jak nasi skoczkowie w tym sezonie. Kto nie oglądał
dzisiejszych zawodów, niech żałuje i koniecznie oglądnie
powtórkę. Tym sprawozdaniem zamykamy w tym sezonie rozdział
Japonii. Następny mamy przedolimpijski przystanek w Pjongczang.
~
Julia
0 komentarze