Polacy w Pjongczang i bociany w Korei
Nie
wiem, co te kraje Azjatyckie mają w sobie, że są takie nudne, ale
w pewnym momencie mam ochotę wyłączyć telewizor i iść spać.
Tym razem w Pjongczang nie było inaczej. Jedno jest pewne, dobry
sposób na uśpienie oglądającego kibica.
Kto
normalny wymyślił skoki w środku tygodnia i to jeszcze w godzinach
szkolnych? Zazdroszczę wszystkim, którzy mają ferie albo z
jakiegoś innego powodu siedzą w domu i mogą oglądać zawody. Ja
niestety nie mam tej przyjemności, ale nadrobiłam wszystko od razu,
gdy wróciłam do domu. Teraz mogę stwierdzić, że oglądania
dzisiejszych zmagań na bieżąco wam nie zazdroszczę, bo nie było
na co patrzeć. Oprócz tego, że czek zgarnął Jan Ziobro, który
skokiem kwalifikacyjnym ustanowił rekord obiektu, lądując między
134, a 135 metrem. Pewnie w jutrzejszym konkursie ktoś mu go
odbierze, bo można tu dalej skakać, ale zawsze coś. Cieszy mnie
bardzo fakt, że forma Janka idzie w górę, a przecież za półtora
tygodnia Mistrzostwa Świata w Lahti. Najdłuższy skok jednak oddał
inny z naszych rodaków, Kamil. W pierwszym treningu wylądował on
na 142 metrze, w związku z czym przeskoczył skocznie o dwa metry.
Organizatorzy w Korei to totalna żenada. Wczoraj biało-czerwoni nie
mogli znaleźć swoich pokoi i niczego do jedzenia, a dzisiaj
organizatorzy dali Kamilowi plastron lidera liderki Pucharu Świata...
kobiet, Sary Takanashi. Nie wiem, czy mu było wygodnie, ale czuje
totalną porażkę w kontekście organizacji Igrzysk Olimpijskich,
które odbędą się już za rok w tym mieście. Najpiękniejszym
widokiem dzisiejszych kwalifikacji był widok Anze Laniska stojącego
na miejscu dla lidera. Słoweniec tak się szczerzył do kamery, że
aż mnie szczęka zabolała. Można stwierdzić jedno. Kamera go
pokochała, a że dzisiaj Walentynki to już w ogóle musi być true
love. Komentatorzy Eurosportu tak zacięcie rozmawiali o tym, czy
bociany żyją w Korei, że nie zauważyli, jak Pero Prevc oddał
swój skok, po czym skończyli swój wywód, gdy na belce zasiadał
Piotr Żyła i stwierdzili, że Słoweniec zrezygnował ze skoku. No
można i tak, chociaż przegapić tak piękny skok to szkoda. Mamy
nadzieję, że skoczkowie mimo tego, że nie ma, przy nich partnerek
spędzą Walentynki bardzo przyjemnie. Oby nie za przyjemnie, bo
jutro konkurs. Niestety godzina znowu jest, jaka jest, nic nie
poradzimy, ale liczymy na więcej emocji i trochę bardziej
wyrozumiałego operatora kamery, który pokaże nam więcej niż
dzisiaj.
~ Julia
1 komentarze
Organizacja organizacją ale te ujęcia z kamer są tak fatalne. Jednak tutaj w Pjongczang było zdecydowanie lepiej niż podczas ostatniego konkursu w Sapporo. Żałowałam, że nie założyli kamer skoczkom na kaski..
OdpowiedzUsuń